W nocy, z godziny drugiej nagle robi
się trzecia. Chwilę później człowiek budzi się jakiś taki
niedospany, a jeszcze chwilę później:
- Jedziemy na zawody kochanieńki.
- W takim razie,to już wszystko, powodzenia i miłej rywalizacji życzę.
Konkretna pobudka. Dalej, już bez
przeszkód, dojeżdżamy z Janką do Centrum Zarządzania Szlakiem
Konnym, by wziąć udział w rajdzie bynajmniej nie w siodle, tylko z
kijami i by jeszcze bardziej zamotać – rajdzie po ścieżkach
biegowych.
Dworek Centrum Zarządzania jest
chwilowo pod zarządem Epoki Nordica i szykuje się gruba impreza.
Zanim odebrałyśmy pakiety startowe – kawka i herbatka.
Co w pakietach?
Wiem, że was to ciekawi, więc
zaglądam do tytki, a tam: druga tytka, napój energetyczny,
otwieracz do napojów kapslowanych, długopis, opaska odblaskowa,
dwie sparowane skarpety, wafelek w czekoladzie, Przewodnik po Łodzi,
jabłuszko, bon o wartości 50zł na tortury i smycz.
Z przedstartowych ciekawostek jeszcze:
Zaglądam do rajdowej kuchni ukradkiem, a tam –
kucharek sześć. Gdzie kucharek sześć z reguły nie ma co jeść.
Nietrafione przysłowie, bowiem blaty zastawione ciastem wszelakim:
makowce, jabłeczniki, przekładańce, drożdżowce, ciastka
dietetyczne, jakieś takie nowoczesne biodynamiczne i zwykłe
herbatniki dla tradycjonalistów. Kosze wypełnione jabłkami,
wrzątek na gazie i niepojęta atmosfera przyjaźni wśród pań na
tej kuchni. Powód tej atmosfery prozaiczny – jeden nóż do
dyspozycji, a może – fajne te kucharki były.
Zabieramy jedną kucharkę, Elkę
znaczy, z tej kuchni na pogaduchy. Janka chce kupić nordicową
koszulkę na wycieczkę do Egiptu, a ja waham się jeszcze nad tym
Egiptem, bo nie lubię upałów. Elka w telefonie pokazuje fotki z zeszłego sezonu: Elka na
wielbłądzie, Elka pod piramidami. Kusi. Jest decyzja - zamówię
sobie tę koszulkę po marszu i do Egiptu na rasowego nordica jadę–
a co. Koszulki zamawia się u pana co na plecach ma pot, krew i łzy.
Tylko żeby napisali mi ANKA, nie tam żadna Ania czy Anna.
Czas upływa miło, lecz nieubłaganie
zbliża się chwila startu. Przemówienie prezesa,
oficjalne otwarcie, wspólna fotka i rozgrzewka.
Wspólna fotka przed wymarszem
Ogary poszły w las.
…Zawodnicy do pokonania mieli
dziesięciokilometrową trasę wytyczoną śladem czerwonych
biegających ludzików maźniętych ekologiczną farbą na pniach
drzew malowniczego łagiewnickiego lasu w odstępach około stu
metrowych na średniej wysokości około pięciu stóp.
Zawodnicy poruszali się zwartą
kolumną prawidłową techniką nordic walking....
My z Janeczką ustawiłyśmy się w
środku stawki, by dokładnie słyszeć wszystko, o czym mówią ci z
przodu i ci z tyłu.
...Początkowo dawał się we znaki
chłód poranka, lecz atmosfera była tak gorąca, że wkrótce
wszyscy mieli wypieki na roześmianych twarzach. Po około siedmiu
kilometrach stawka rozciągnęła się trochę, dając pole do popisu
rozstawionym na trasie wolontariuszom, którzy z troską nawracali zbaczających z trasy
rajdowiczów na właściwe tory czerwonych ludzików...
W którymś momencie za plecami moimi i
Janeczki dało się słyszeć charakterystyczny dla lasu
łagiewnickiego chrobot i postękiwanie. To nie dzik , tylko
zaprzyjaźniona biegaczka na przedmaratońskim wybieganiu. Aga
zwolniła na chwilę i opowiedziała nam historię, dlaczego wkrótce
przebiegnie pełnowymiarowego Doza. Piękną historię wartą
takiego wysiłku. Aga pobiegła dalej, a my z Janką, pod wpływem
tej opowieści dostałyśmy takich skrzydeł, że po chwili Sławek
Kacprzak oglądał nasze plecy.
Ostatni kilometr. Wracamy do centrum
zarządzania. Jeszcze tylko medal, poczęstunek i losowanie. Tylko?
Medal
Koniec marszu. Epokowy narybek rozdaje
wszystkim pamiątkowe medale. Z daleka widzę połyskujące w słońcu
krążki z wygrawerowaną nazwą klubu. Już mi się podobają.
Chwila. Co jest na rewersie? Pełna emalia – jak na znaczkach z
mojego harcerskiego chlebaka? Nie wierzę, przecieram oczy i nie
wierzę. Normalnie, nogi mi się robią jak z waty, gdy już to cacko
wisi na mojej szyi. Medal jest piękny, prawdziwa pamiątka. Staranna
robota i prosty subtelny rysunek. Muszę koniecznie wiedzieć czyja
to sprawka , by posłać sprawcy ogromne serducho.
Medal na tle chlebaka harcerki z 105 ŁWDH
Poczęstunek
W izbie stołowej centrum zarządzania
na stołach znalazło się wszystko to, co już wcześniej opisałam
od kuchni. Biorę talerzyk i nakładam sobie skromnie po malutkim
kawałeczku ciasta w każdym gatunku, aż talerzyk zapełnia się
cały z górką. Do tego kawka, jabłuszko i za zachętą
Organizatorów siadam na drewnianej ławie na zewnątrz budynku. Ławy
rozstawione są na wystawie południowej i akurat robi się południe.
Jak dobrze - ciasta wyśmienite, piękny medal na piersi, kawa
doskonała z mlekiem.
I.......... przychodzi wiosna, wreszcie taka w
100% prawdziwa. Nie wieje, świeci słońce, jest ciepło, leniwie
miło. Wiosna.
Tu mógłby być koniec. Na zwykłym
rajdzie tak, ale nie u Epoki.
Dopiero teraz otwierają właściwą
spiżarkę.
Losowanie
Z wydarzenia na fejsbuku coś niecoś
było wiadomo co trzymają w sejfie. Ja to w sumie chciałam
wylosować zaproszenie na pizzę lub bilet na basen. "Trzymię"
kciuki za tę pizzę. Z nadmiaru wrażeń zapomniałam całkowicie,
że po rajdzie miałam u pana pot, krew i łzy zamówić koszulkę.
A tu proszę: Sezamie otwórz się.
Yes, Yes, Yes !!! Mam epokową koszulkę z napisem ANKA i jeszcze
żeby nikt nie miał wątpliwości, o którą Ankę chodzi – GWIAZDA. Dziękuję z całego
serca.
Niesamowite, jeszcze nie zaczęło się
losowanie a ja już mam fanta na sobie.
:)
Losują się upominki –
niespodzianki. Słoneczko przygrzewa , co los, to salwy śmiechu, radości
i brawa. Wreszcie pada na mnie – wedle zamówienia – pizza.
Wszyscy już zostali wyczytani i obdarowani.
Można iść do domu. Oj, nie. Po
pierwszej turze losowania, następuje tura dogrywkowa. Losy ponownie
trafiają do bębna maszyny losującej. Dla tych co czytają, a nie
byli uczestnikami rajdu, tłumaczę – fantów przygotowano więcej niż
było chętnych do ich przygarnięcia. W drugim podejściu (myślę sobie)
jak wylosuję wejściówkę na basen – to... i zanim skończyłam
myśleć, pada los – godzinka na Fali. Nic już z tego nie
rozumiem, nic a nic. W euforii, razem z innymi, odśpiewuję
Organizatorom STO LAT. Gromko krzyczę formułkę: do zobaczenia za
rok, dacie radę.
Jakie było wpisowe?
Jak w reklamie – bezcenne. Nie ma
możliwości by zapłacić za takie fajne emocje, za nadejście
wiosny, za wspólnie spędzony czas. Nie ma cennika na takie usługi.
Oczywiście ktoś, kto ma starą maturę umie zsumować koszta:
zawartość pakietu, medal, fanty, poczęstunek, zabezpieczenie trasy
i czas włożony w organizację. Suma wychodzi na bogato. I za tę
sumę, suma sumarum należą się w sumie Epoce Nordica sumiaste
brawa.
Takiego dyrdymała teraz napiszę: Weź
medal z tego rajdu, pomacaj z każdej strony, ściśnij mocno w
dłoni, uśmiechnij się do siebie i zrób coś dobrego. Przecież o
to w życiu CHODZI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz