Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 marca 2017

Wiosenny Rajd z Epoką Nordica

W nocy, z godziny drugiej nagle robi się trzecia. Chwilę później człowiek budzi się jakiś taki niedospany, a jeszcze chwilę później:

- Straż Miejska, witam. Znajdują się panie na drodze na której w obu kierunkach obowiązuje zakaz wjazdu. Jaki jest powód niedozwolonego przejazdu? 
- Jedziemy na zawody kochanieńki. 
- W takim razie,to już wszystko, powodzenia i miłej rywalizacji życzę.

Konkretna pobudka. Dalej, już bez przeszkód, dojeżdżamy z Janką do Centrum Zarządzania Szlakiem Konnym, by wziąć udział w rajdzie bynajmniej nie w siodle, tylko z kijami i by jeszcze bardziej zamotać – rajdzie po ścieżkach biegowych.
Dworek Centrum Zarządzania jest chwilowo pod zarządem Epoki Nordica i szykuje się gruba impreza. 
Zanim odebrałyśmy pakiety startowe – kawka i herbatka. 

Co w pakietach?
Wiem, że was to ciekawi, więc zaglądam do tytki, a tam: druga tytka, napój energetyczny, otwieracz do napojów kapslowanych, długopis, opaska odblaskowa, dwie sparowane skarpety, wafelek w czekoladzie, Przewodnik po Łodzi, jabłuszko, bon o wartości 50zł na tortury i smycz.

Z przedstartowych ciekawostek jeszcze:
Zaglądam do rajdowej kuchni ukradkiem, a tam – kucharek sześć. Gdzie kucharek sześć z reguły nie ma co jeść. Nietrafione przysłowie, bowiem blaty zastawione ciastem wszelakim: makowce, jabłeczniki, przekładańce, drożdżowce, ciastka dietetyczne, jakieś takie nowoczesne biodynamiczne i zwykłe herbatniki dla tradycjonalistów. Kosze wypełnione jabłkami, wrzątek na gazie i niepojęta atmosfera przyjaźni wśród pań na tej kuchni. Powód tej atmosfery prozaiczny – jeden nóż do dyspozycji, a może – fajne te kucharki były.

Zabieramy jedną kucharkę, Elkę znaczy, z tej kuchni na pogaduchy. Janka chce kupić nordicową koszulkę na wycieczkę do Egiptu, a ja waham się jeszcze nad tym Egiptem, bo nie lubię upałów. Elka w telefonie pokazuje fotki z zeszłego sezonu: Elka na wielbłądzie, Elka pod piramidami. Kusi. Jest decyzja - zamówię sobie tę koszulkę po marszu i do Egiptu na rasowego nordica jadę– a co. Koszulki zamawia się u pana co na plecach ma pot, krew i łzy. Tylko żeby napisali mi ANKA, nie tam żadna Ania czy Anna.
Czas upływa miło, lecz nieubłaganie zbliża się chwila startu. Przemówienie prezesa, oficjalne otwarcie, wspólna fotka i rozgrzewka. 


 Wspólna fotka przed wymarszem

Ogary poszły w las.
Zawodnicy do pokonania mieli dziesięciokilometrową trasę wytyczoną śladem czerwonych biegających ludzików maźniętych ekologiczną farbą na pniach drzew malowniczego łagiewnickiego lasu w odstępach około stu metrowych na średniej wysokości około pięciu stóp.
Zawodnicy poruszali się zwartą kolumną prawidłową techniką nordic walking....
My z Janeczką ustawiłyśmy się w środku stawki, by dokładnie słyszeć wszystko, o czym mówią ci z przodu i ci z tyłu.
...Początkowo dawał się we znaki chłód poranka, lecz atmosfera była tak gorąca, że wkrótce wszyscy mieli wypieki na roześmianych twarzach. Po około siedmiu kilometrach stawka rozciągnęła się trochę, dając pole do popisu rozstawionym na trasie wolontariuszom, którzy z troską nawracali zbaczających z trasy rajdowiczów na właściwe tory czerwonych ludzików...
W którymś momencie za plecami moimi i Janeczki dało się słyszeć charakterystyczny dla lasu łagiewnickiego chrobot i postękiwanie. To nie dzik , tylko zaprzyjaźniona biegaczka na przedmaratońskim wybieganiu. Aga zwolniła na chwilę i opowiedziała nam historię, dlaczego wkrótce przebiegnie pełnowymiarowego Doza. Piękną historię wartą takiego wysiłku. Aga pobiegła dalej, a my z Janką, pod wpływem tej opowieści dostałyśmy takich skrzydeł, że po chwili Sławek Kacprzak oglądał nasze plecy.
Ostatni kilometr. Wracamy do centrum zarządzania. Jeszcze tylko medal, poczęstunek i losowanie. Tylko?

Medal
Koniec marszu. Epokowy narybek rozdaje wszystkim pamiątkowe medale. Z daleka widzę połyskujące w słońcu krążki z wygrawerowaną nazwą klubu. Już mi się podobają. Chwila. Co jest na rewersie? Pełna emalia – jak na znaczkach z mojego harcerskiego chlebaka? Nie wierzę, przecieram oczy i nie wierzę. Normalnie, nogi mi się robią jak z waty, gdy już to cacko wisi na mojej szyi. Medal jest piękny, prawdziwa pamiątka. Staranna robota i prosty subtelny rysunek. Muszę koniecznie wiedzieć czyja to sprawka , by posłać sprawcy ogromne serducho.
 Medal na tle chlebaka harcerki z 105 ŁWDH

Poczęstunek
W izbie stołowej centrum zarządzania na stołach znalazło się wszystko to, co już wcześniej opisałam od kuchni. Biorę talerzyk i nakładam sobie skromnie po malutkim kawałeczku ciasta w każdym gatunku, aż talerzyk zapełnia się cały z górką. Do tego kawka, jabłuszko i za zachętą Organizatorów siadam na drewnianej ławie na zewnątrz budynku. Ławy rozstawione są na wystawie południowej i akurat robi się południe. Jak dobrze - ciasta wyśmienite, piękny medal na piersi, kawa doskonała z mlekiem. 
I.......... przychodzi wiosna, wreszcie taka w 100% prawdziwa. Nie wieje, świeci słońce, jest ciepło, leniwie miło. Wiosna.
Tu mógłby być koniec. Na zwykłym rajdzie tak, ale nie u Epoki.

Dopiero teraz otwierają właściwą spiżarkę.
Losowanie
Z wydarzenia na fejsbuku coś niecoś było wiadomo co trzymają w sejfie. Ja to w sumie chciałam wylosować zaproszenie na pizzę lub bilet na basen. "Trzymię" kciuki za tę pizzę. Z nadmiaru wrażeń zapomniałam całkowicie, że po rajdzie miałam u pana pot, krew i łzy zamówić koszulkę.

A tu proszę: Sezamie otwórz się. Yes, Yes, Yes !!! Mam epokową koszulkę z napisem ANKA i jeszcze żeby nikt nie miał wątpliwości, o którą Ankę chodzi – GWIAZDA. Dziękuję z całego serca.
Niesamowite, jeszcze nie zaczęło się losowanie a ja już mam fanta na sobie.

  :) 

Losują się upominki – niespodzianki. Słoneczko przygrzewa , co los, to salwy śmiechu, radości i brawa. Wreszcie pada na mnie – wedle zamówienia – pizza. Wszyscy już zostali wyczytani i obdarowani.
Można iść do domu. Oj, nie. Po pierwszej turze losowania, następuje tura dogrywkowa. Losy ponownie trafiają do bębna maszyny losującej. Dla tych co czytają, a nie byli uczestnikami rajdu, tłumaczę – fantów przygotowano więcej niż było chętnych do ich przygarnięcia. W drugim podejściu (myślę sobie) jak wylosuję wejściówkę na basen – to... i zanim skończyłam myśleć, pada los – godzinka na Fali. Nic już z tego nie rozumiem, nic a nic. W euforii, razem z innymi, odśpiewuję Organizatorom STO LAT. Gromko krzyczę formułkę: do zobaczenia za rok, dacie radę.

Jakie było wpisowe?
Jak w reklamie – bezcenne. Nie ma możliwości by zapłacić za takie fajne emocje, za nadejście wiosny, za wspólnie spędzony czas. Nie ma cennika na takie usługi. Oczywiście ktoś, kto ma starą maturę umie zsumować koszta: zawartość pakietu, medal, fanty, poczęstunek, zabezpieczenie trasy i czas włożony w organizację. Suma wychodzi na bogato. I za tę sumę, suma sumarum należą się w sumie Epoce Nordica sumiaste brawa.

Takiego dyrdymała teraz napiszę: Weź medal z tego rajdu, pomacaj z każdej strony, ściśnij mocno w dłoni, uśmiechnij się do siebie i zrób coś dobrego. Przecież o to w życiu CHODZI. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz